Od jakiegoś czasu Bóg otwiera mi oczy na wiele spraw. Pokazuje mi, że sytuacje, które przychodzą do naszego życia regularnie, można widzieć i rozumieć na nowy sposób. Myślę, że każdemu z nas zdarzyło się popaść w jakąś rutynę, doświadczyć powtarzalności, która na tyle przyzwyczaja, że z czasem wykonywane przez nas czynności przestają cieszyć, budować, a stają się po prostu zwykłymi obowiązkami.
O zgrozo, nie dotyczy to tylko takich sytuacji, jak pójście do szkoły / pracy / na uczelnię, nakarmienie psa / kota czy nauka na sprawdzian / kolokwium / egzamin. W naszej, wciąż grzesznej, naturze, potrafimy zaszufladkować Boga, Jego Słowo, obietnice, rozmowę z nim. Dzień powszedni potrafi nas na tyle wymęczyć, że wieczorem jesteśmy gotowi porozmawiać z nim przez jedynie 2 minuty, w dodatku jest to raczej monolog na zasadzie „proszę, czekam, do widzenia”. A potem dziwimy się, że duchowo wciąż siedzimy na ławce, a cuda kojarzą nam się z misjonarzami, działającymi w dalekiej Afryce czy Ameryce Południowej. Znajome, prawda?
Nie sposób jednak nie zauważyć, co ostatnimi czasy dzieje się w naszym zborze na nabożeństwach, w trakcie spotkań młodzieżowych czy podczas różnych konferencji. Nie skłamię, jeżeli powiem, że do życia wielu z nas przyszedł przełom, że są osoby, które zaryzykowały, zdjęły klapki z oczu i potrafiły powiedzieć „Panie, czyń w nas rzeczy nowe”. Mamy za sobą kilka wydarzeń, w których nasza młodzieżówka miała decydujący głos, mówię tu o nabożeństwie młodzieżowym, konferencji „Chodzić w mocy”, a także świeżo zakończonej „Bazie Centrum”, gdzie miałem przyjemność usługiwania w zespole uwielbieniowym wraz z przyjaciółmi, z których jedna połowa jeszcze niedawno tworzyła trzon młodzieży, a druga połowa wciąż w młodzieżówce działa. Przyznam nieskromnie, że za każdym razem, gdy któreś z tych wydarzeń dobiegało końca, podchodziły do mnie osoby, które nie tylko gratulowały dobrze wykonanej roboty, ale dodatkowo pytały mnie: „jak to zrobić?”, „dlaczego Wy potraficie, a my nie?”, „jaka jest na to recepta?”. Moja odpowiedź mogła być tylko jedna. To nie ja, nie moje umiejętności, przygotowanie techniczne, częstotliwość ćwiczeń, masa prób i innych ważnych rzeczy. Oczywiście, to jest ważne, ale BEZ RELACJI Z BOGIEM, nawet 10-godzinne rypanie solówek i posiadanie takich zdolności muzycznych jak Eric Clapton, Jimmy Page i Jimmy Hendrix razem wzięci, nie sprawi, że przez moją usługę będzie przemawiał Duch Święty. Niestety, z powodu fatalnej pory moich zajęć na uczelni, nie jestem w stanie pojawiać się na cotygodniowych spotkaniach modlitewnych chłopaków, ale wiem, że dzieją się tam wspaniałe rzeczy i widzę, że ich zgromadzenia ewidentnie procentują. Pozwala to zachować im ciągłą relację z naszym Panem, a także później otwierać się na spotkaniach, czy nabożeństwach. Ja osobiście staram się jak najwięcej rozmawiać z naszym Bogiem, wziąć czasem w domu gitarę i pograć Mu na Jego chwałę, dziękując przy tym, że gdyby nie ON, to mógłbym sobie tak grać i grać, nawet na tym zarabiać, ale jednocześnie mieć pustkę w sercu. Gdy przygotowywaliśmy się do wyjazdu na Bazę Centrum, największy nacisk stawialiśmy nie na warsztat muzyczny (który oczywiście był bardzo ważny), ale przede wszystkim na jedność w zespole i pokorę przez cały ten czas naszej usługi. Bóg nienawidzi pychy, o czym sam miałem już okazję się przekonać, natomiast kocha ludzi, którzy w swoich słabościach potrafią przyjść przed jego tron i powiedzieć „Panie, życie mi się wali, ale ja chcę Ciebie uwielbiać, chcę Tobie zaufać”. Jest jak dobry ojciec, który bierze swoje dziecko na kolana i daje mu się wypłakać w rękaw. W Psalmie 116. czytamy, że „spętały mnie więzy śmierci i opadły mnie trwoi otchłani, ucisk i zmartwienie przyszły na mnie. Wtedy wezwałem imienia Pana: Ach Panie, ratuj duszę moją! Łaskawy i sprawiedliwy jest Pan, litościwy jest nasz Bóg. Pan strzeże prostaczków: byłem w nędzy, a On wybawił mnie”. A później: „O Panie, jam sługa twój, jam sługa twój, syn służebnicy Twojej, rozwiązałeś pęta moje, Tobie złożę ofiarę dziękczynną i będę wzywał imienia Pana”.
Dbajmy o naszą codzienną relację z Panem! Gdy gdzieś idziemy, czekamy na autobus, stoimy w kolejce do sklepu, rozmawiajmy z nim. Każda roślina, która jest pielęgnowana, rośnie, wypuszcza piękne liście, a potem się rozmnaża. Zaniedbana więdnie, żółknie i w końcu usycha. Niech każdy z nas zada sobie pytanie, czy chcemy pomnażać naszą relację z Panem, czy wolimy miotać się na tej pustyni i desperacko szukać wyjścia z niej? Trwajmy relacji z naszym Bogiem i bądźmy odważni w odbieraniu słowa od Niego, a wtedy konferencje typu „Chodzić w Mocy”, czy „Baza Centrum” będą naszą codziennością!
Tę wspaniałą inspirację przesłał nam Daniel Włodkowski, wierzę że jest to słowo od Pana i niesamowicie dotyczy naszego życia! Niechaj Jezus Chrystus będzie w naszych sercach zawsze, czy jest lepiej czy jest gorzej!
Dziękuję Ci za to, że nie zostawiłeś tego tylko dla siebie..
OdpowiedzUsuńPomijając całość bardzo inspirującą, bardzo mi się podoba poprawność dogmatyczna Daniela:) "(...) W naszej, wciąż grzesznej, naturze (...)".
OdpowiedzUsuńNiesmowity wpis. Cały blog bardzo mnie inspiruje, wierze ze ludzie czytając go nie tylko go czytają ale i przeżywają !!
OdpowiedzUsuńpotrzebowałam tego słowa, dzięki !
OdpowiedzUsuńAmen! Koleś jesteś dla mnie zachęceniem i inspiracją :)
OdpowiedzUsuń